Często przy zmianie pogody mam koszmarne bóle głowy. Czasami takie mocne, że wymiotuję z bólu, mam światłowstręt i boli mnie “w głowie” każdy najmniejszy ruch ciała. Nie wiem czy to migrena, nigdy tego nie diagnozowałam, ale to jest szczególny, rozpoznawalny dla mnie rodzaj bólu i wiem, że kiedy on mnie złapie, to nie ma szans, że przejdzie sam – zawsze narasta, aż nie wezmę czegoś przeciwbólowego i się nie położę. Czasem nawet takie podstawowe leki jak ibuprofen czy paracetamol w dużej dawce nie pomagają i muszę przyjmować mocniejsze.
W środę 11 marca, koło południa, zaczęła mnie właśnie tak boleć głowa. Przez jakiś czas próbowałam wytrzymać, ale ostatecznie poległam, wzięłam tabletki i poszłam spać. Obudziłam się bez bólu o 15.00. Wieczorem wybraliśmy się z mężem na Mszę z nauką rekolekcyjną. Wysiadając z samochodu przy kościele, poczułam, że głowa znowu zaczyna okropnie boleć. Zmartwiłam się bardzo, bo przez roztargnienie nawet tabletek nie wzięłam z domu…
Zaczęłam głośno mówić do Pana Jezusa, że bardzo chciałabym, żeby zabrał ten ból. Nic się jednak nie działo, dolegliwości nie przechodziły. W czasie liturgii słowa jeszcze raz, już w sercu, z największą gorliwością, na jaką było mnie stać, powiedziałam Mu, że wiem, że On ma moc zabrać ten ból, a ja naprawdę chcę usłyszeć naukę, chcę się przez to słowo, które usłyszę, zbliżyć do Niego, więc bardzo Go proszę, żeby mnie uzdrowił, bo inaczej nie będę się w stanie skoncentrować. W ciągu kilku sekund poczułam jak ból odchodzi. To było bardzo dziwne uczucie, bo byłam pewna i mocno czułam, że ten ból ciągle jest w mojej głowie, ale jednocześnie nie może mnie dosięgnąć. Tak jakby Pan Bóg włożył rękę między ból a moją głowę.
Przez myśl przemknął mi taki obraz: kiedy siedzimy na różnych imprezach rodzinnych, to najmłodsze dzieciaki często wchodzą pod stół. I zawsze, kiedy się spod niego “wynurzają”, to ktoś z dorosłych zakrywa ręką kant stołu, żeby się o niego nie uderzyły. Kiedy jesteś tym dorosłym, to wiesz, że jeśli dziecko obije się o Twoją rękę, to kant stołu boleśnie wbije ci się w dłoń, ale wtedy ważne jest dla ciebie, żeby dziecko nie zrobiło sobie krzywdy, żeby Twoja dłoń je ochroniła. I miałam przekonanie, że Pan Jezus w tamtej chwili tak właśnie zrobił. Że ten ból, który czułam, nie zniknął, tylko teraz wbija się w Jego rękę, żeby moja głowa była ochroniona. I że mówi mi: “Widzisz, tak samo “włożyłem” Siebie i Swój krzyż między ciebie a śmierć. Ona może cię przelotnie dotknąć, ale nie zrobi ci ostatecznej krzywdy, bo Ja wziąłem ją na siebie”. To było dla mnie bardzo wyjątkowe, wzruszające i mocne doświadczenie zarówno fizyczne, jak i duchowe. Niech Pan Bóg będzie uwielbiony i w tym uzdrowieniu, i w swojej wielkiej miłości, w której przyjął na siebie wszystkie nasze cierpienia. Chcę ogłaszać, że On prawdziwie jest Wszechmogący i Nieskończenie Dobry!
Chwała Panu!